niedziela, 13 października 2013

"Happiness can be found even in the darkest of times [..] "

00:49 1 styczen 2003r.
Seria wystrzelonych w powietrze wielokolorowych petard i fajerwerków, które wesoło pobłyskiwaly za ramami okna nareszcie dobiegla końca.
Co wcale nie oznaczało ze sylwestrowa atmoswera opadła, zamiask huków i wybuchów dało się już uslyszec typowo rozrywkowa muzyke,
dudniacą z milionów głośników zajmujących każdy metr kwadratowy nowojorskich ulic, parków, placów jak i dachów obecnyc w miescie . Tempo zarzucone dziś przez to całe świeto nie bylo wskazane dla osób przebywajacych w szpitalu, a w szczególnosci ciężarnych kobiet.
Jej zamglony przez zmęczenie wzrok opierał się na horyzoncie. Ze spokojnym oddechem przyjmowala do wiadomości to co wydarzylo się w przeciagu ostatniej godziny, automatycznie przyciagneła do siebie rózowe zawiniątko. Kierując głowę w dól przyjrzała się zaróżowionym policzkom dzicka. Po mimo wielkiego zamieszania i wrzawy panujacych wraz ze świętowaniem nowego roku, kruszyna wciąż pozostawala w fazie snu. Brazowooka z odetchnięciem odchylila głowe do tyłu, dziękując niebiosom za chwilę odpoczynku. Bowiem nie wyobrażała sobie teraz gimnastykowania sie nad jej pierworodną. Była całkiem sama. Przy tak ważnej i prawdopopodobnie najcieższej chwili w jej życiu  pozostawała "solo" . Będąc przy tej myśli delikatnie przechylila swoje obolałe ciało na prawy bok, jej ręka powędrowała pod szpitalny materac. Zmarszczone czoło odzwierciedlało jej skupienie w poszukiwaniu przedmiotu. W końcu po paru sekundach jej opuszki natrafiły na drewniany kij. Z łatwością wyciągnęła z pod łóżka wystruganą z latorośli różdżkę o subtelnych kształtach, a wspomnienia niczym wody rzeźbiące głaz zaczęły napływać jej do głowy. Nie pokazując skruchy przed samą sobą przyłożyła końcówkę magicznego przedmiotu do ust i wyszeptała najciszej jak mogła..
-Expecto patronum..- z jej ust zaczął sie wydobywać iskrzący niebieski dym, który w trybie natychmiastowym ukształtował się w smoka i przniknął przez ścianę. Dziewczyna z nie małym zdziwieniem przygladała się temu zjawisku. Ale będąc na tyle zmęczoną, nie chciało jej się analizować tego co zobaczyła. I tak dobrze znała odpowiedź..
Ciężkim wzrokiem ogarnęła ściany pomieszczenia, profesjonalny szpital. Jeden z najlepszych w stanie, jednak zespołu raczej by im nie pogratulowała. Położna zniknęła za drzwiami pół godziny temu i nadal nie było jej widać. Nie żeby nowo upieczona mama jakoś szczególnie potrzebowała pomocy, ale twierdziła że częste doglądanie pacjntów należy do obowiązków medyków. Słysząc szmer na holu przeklnęła samą siebie, że też musiała ponaglać ją akurat w tym momencie, pewnie przyjdzie i zabierze jej ją. Po chwili drzwi od jej pokoju sie uchyliły wpuszczając smugę światła. Hermiona z cierpliwością patrzyła w ich stronę czekając na to co stanie się dalej. Zza drzwi wyłoniły się pojedyncze pasma ognistych włosów, potem pojawiło się piegowate czoło a za nimi cała twarz Ginevry Potter spoczywając na ustach wygiętych w przyjazny uśmiech. Ruda powolnym krokiem i stąpiąc przy tym na palcach weszła w głąb pomieszczenia.
-Zmęczona?- szepnęła w stronę Granger, próbując przy tym wyczytać jakieś emocje z jej trupio bladej twarzy.
- Wykończona...ale to i tak za mało powiedziane- westchnęła pod nosem po czym ponownie zwróciła wzrok na najmłodszą latorośll Weasleyów- I nie musisz szeptać, tego dziecka nie zbudzi nic-zaśmiała się biorąc pod uwagę to że nawet huk petard nie był w stanie postawić dziewczynki do pionu. Ginny po tych słowach podeszła do łóżka i siadła na jego krawędzi. To co zobaczyła w ramionach przyjaciółki odjęło jej mowe na pare chwil.
-Jest taka śliczna...-po chwili jednak zdołała z siebie wyrzucić pare słów.
-...miałaś na myśli, "jest taka podobna do niego".- Ruda spojrzała w oczy Hermiony, w ktorych dało się zauważyć cień gniewu ale i słabości. -No nic, gdzie zgubiłaś Harrego?- spytała z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Stoi przed budynkiem i pali, mówił że musi się "dotlenić" bo inaczej tego nie przyjmie.-wypowiedziała z wyraźnym wstydem , wciąż wpatrując się w malucha.
-Że też sobie nie chlusnął..- a wyraźna kpina przeszła jej przez gardło. Rudowłosa nie mogąc sie powstrzymać odebrała brązowookiej dziecko, po czym zaczęla je kołysać we wlasnych ramionach
-A żebyś wiedziała , że chciał, wiesz- wszystko pod pretekstem sylwestra- zaśmiała się pod nosem- Ale poprosiłam go, żeby poczekał te pare godzin do rozwiązania, kiedy naprawdę będzie co świętować. Właśnie Miona, dlaczego nie chciałaś żebyśmy byli przy tobie?- dziewczyna słysząc to pytanie położyła przedramie na oczach.
-Za dużo zamieszania, przez was bardziej bym się denerwowała. Chciałam wejść na tą porodówkę o spokojnych nerwach.-Nie zauważyły kiedy w drzwiach stanął zdyszany Harry.
-No i bardzo profesjonalne podejście Panno Granger- Podszedł do łóżka by pocałować ją w rękę, którą w chwili obecnej utrzymywała na czole.- Z resztą jak zwykle- rozejrzał sie po pokoju szukając tego co przyniósł nowy rok juz w pierwszych minutach trwania.W końcu zauważył dziecine pomiędzy dłońmi kręcącej sie po pomieszczeniu żony.Podszedł do nich, a spracowanymi palcami dotknął białych niczym mleko wlosów- Zdajesz sobie sprawę, że trudno będzie ukryć pokrewieństwo?
-Myślisz , że czując dalej to 10cm rozwarcie zastanawiam się nad takimi rzeczami?-skomentowała krótko i dobitnie. Tym razem to Harry wziął szkraba na ręce z wyraźnym żalem w oczach.
- Nie zasługuje na tak ciężk ciężki los..
-..Który jej nie dosięgnie- Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej obserwując dwójke przyjaciół i jej malucha.-Ukryje ją, będzie miała spokojne i szczęśliwe życie. Ręcze za to głową.
-Nikt w to nie wątpi Hermiono- odezwała się w końcu Pani Potter- ..ale chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego kim on jest , jakie możliwości i temperament, przez co nie odpuści.
-Odpuści, nic nas już nie łączy- wyjrzała przez okno.
-A dziecko? - przerwal jej w rozmyśleniech bliznowaty.
-Dziecko, jest tylko moje. To ja jestem jej matką i to ja nosiłam ja w sobie przez ten czas, nikt nigdy nie będzie miał na nią większego wpływu ode mnie. A tego rodzaju posłuszeństwa się nie da kupić za żadne zbrukane krwią pieniądze.Kurwa, musimy o tym rozmawiać? - uderzyła pięścią w szybę- Przeszłość już dawno zostawiłam za sobą. To co działo się do tego czasu jest nie ważne..
-Czyżby? Patronus, ktorego po nas wysłałaś wcale nie przypominał wydry..- po tym oznajmieniu wśród przyjaciół zapanowała jednoznaczna cisza.
-Co zrobiliście z Jamesem?-zdecydowanie wolała zignorować pytanie przyjaciela, nie miała ani ochoty ani siły na chociażby najmniejszą kłótnie.
-Jest u mojej mamy-westchnęła Gin opierając czoło na wewnetrznej stronie dłoni. Atmosfera była napięta, a w powietrzu wisiało to coś, co niczym siarka mogła w jednej chwili wybuchnąć. Brakowalo tylko iskry. Hary nie chcąc znaleźć w jeszcze bardziej niekomfortowej sytuacji i odpuścić bolesne urzeczywistnianie faktów młodej mamie, zrezygnował z tematu ojca dziecka. Sięgnął do kieszeni ciemno zielonej kurtki , która niczym szkło powiekszające podkreślała jego oliwkowe oczy, po czym wyjął fiolkę z bezbarwną aczkolwiek nieklarowną cieczą. Szkło od razu ściągnęło wzrok osoby , dla której było przeznaczone. Wyciągnął dłoń z zawartościa w jej kierunku.
-I co ja mam z tym zbrobić?- spytała drwiącym tonem, przy okazji wiercąc go brązowymi oczyma.
-No nie wiem- zaśmiał się- może wypić. Chociaż tylko zgaduję, bo WCALE nie mam dyplomu z eliksirów.
-No nie wiem- przedrzeźniła swojego przyjaciela.- Ponieważ wychodzi na to , że WCALE nie masz oczu. To muszę Cię uświadomić- Mam dziecko pacanie. Jak teraz zasnę to co będzie z ..
- Jej też to podasz.- Przerwał jej w połowie zdania.
-No chyba ocipiałeś- syknęła przez zęby.
-Harry..-dłoń żony spoczęła na jego ramieniu a w jej oczach dało się poznać pytanie.
-Wiem co mówię, inaczej bym nawet tego nie proponował. Hermiono musisz odpocząć, kilka godzin pożądnego snu Ci się przyda. Najpierw podasz małej doslownie kroplę, ty wypijesz reszte. Obydwie  nie obudzicie sie aż do rana. A kiedy to już nastąpi będziemy spowrotem w szpitalu. Plan idealny- w komiczny sposób splątał swoje dlonie na klatce kiwając przy tym głową w dół.- Przy tym obydwie będziecie mniej upierdliwe.- W tym momencie dostał kopertówką po łbie od żony.
-A odpieprz ty się od niej..
-Nie Gin, on ma racje od paru dni jestem już tak wredna, że już sama ze sobą nie wytrzymuje- oderwała przygnebione oczy od sufitu po czym dosłownie wyrwała fiolkę z dłoni bruneta.- Dawaj to.- Wyjęła korek po czym zmoczyła  palca w substancji. Harry widząc jej poczynania położył dzieciątko na łózku. Dziewczyna subtelnie odchyliła wargę śpiącej córce, po czym wtarła maź w małe dziąsełka.
-To my chyba będziemy sie zbierać i tak mieliśmy wpaść tylko na chwile, żeby zobaczyć czy wszysto gra- mówiła Ginny nakładając swój krwisto czerwony płaszcz. Hermiona jednynie przytaknęła glową, odwrocona plecami próbowała ułożyć dziewczynkę w wygodnej pozycji.
-To pa- Poczuła usta wiernego kumpla na potylicy.
-Trzymaj się Miona- pogłaskala ją po plecach.Odwrociła ku nim twarz.
-Cześć wam.-i zanim drzwi się zamknęły posłała im ciepły, od dawna nie widziany na jej twarzy uśmiech. Jeszcze przez chwile jej oczy były wlepione w białe, typowo szpitalne drzwi. Jakby liczyła , że się wrócą. Tylko po co? Oprzytomnienie powróciło , a ona poczuła, że nadal trzyma szkło. Nie czekając już dlużej, przybliżyła probówkę do ust i jednym przecyleniem wlała zawartość do gardła.
Po odłożeniu naczynia na komódkę stojącą koło łóżka, szybko ułożyła się w leżącej pozycji. Wiedziała , że eliksir miał dość specyficznie działanie i bardzo szybko ją uspi. Po tym jak objęła dziecko ramieniem , umiejcowiając je pod pachą, jej powieki zaczynały opadać. Organizm, jak to organizm- próbował walczyć, gdyż to nie z jego polecenia umysł dziewczyny odpływał. Jednakże substancja i go wkońcu dorwała. Obraz stawał się bardziej rozmazany, słuch coraz bardziej nieczuły.  W dosłownie ostatniej chwili, nim jej oddechy przybrał tryb typowy dla snu. Słuch zajerestrował ciche pstryknięcie a wzrok dostrzegł w koncie białego pokoju, czarną, rozmazana kropkę...

C.D.N

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Gdy trzeba brać sprawy w swoje ręce.

Dobra, jedziem. Drętwe pióro, słomiany zapał, a słownictwo ograniczone i wytyczone grubym szlabanem. Można by pomyśleć że gorzej być nie może, i wiadome jest nie od dziś że autor takiego pokroju nie wkupi sie w blogowy świat w błyskawicznym tępie. Wpełni tego świadoma ja jednak nie może przestać rozmyślać nad blogowaniem. Mogę pisać dla siebie, jasne. Ale po co? Mam trochę pewności siebie i przekonania , że te moje bazgroły są warte jakiegoś złamanego grosza, tym bardziej że to nie jest mój pierwszy blog. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zapraszać do czytania. W krzesła was może nie wbije , ale mam nadzieje że z błotem też mnie nie zmieszacie. Pozdrawiam. Ave!


                                                                                                                      WhiteReven